Shina, jeśli możesz, poproszę Mjolnir. ;_;
A tak chciałam jeszcze pożyć... Na początek, należą się wam wyjaśnienia.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego ta Stella usunęła wszystkie rozdziały i pisze od nowa... Już wyjaśniam.
Przejrzałam sobie wszystko od początku. Zaczęłam poprawiać literówki, przecinki i kropki. Po chwili uznałam, że wszystko to co napisałam, jest napisane źle! Aż raziło oczy. Musiałam coś z tym zrobić. Tak więc, "usunęłam" wszystkie rozdziały i zabrałam się za edycję. Dopiero kilka dni temu pomyślałam sobie, że wszystko co napisałam w rozdziałach, działo się troszkę za szybko. Zdradzę wam, że miałam zamiar zeswatać Lokiego ze Stellą a Thora z Mili... Ale gdyby w rozdziale 24 lub 25 pojawił się ślub, musiałabym zakończyć moją opowieść i rozpocząć nową. A tego nie chciałam, bo planuję bloga na co najmniej 50 rozdziałów, jeśli się uda!
Przeczytałam też wszystkie wasze komentarze i dwa z nich wprawiło mnie w zdziwienie.
Pewna osoba, napisała mi, że przestaje czytać bloga tylko dlatego, że nie dodawałam przez dłuższy czas poprawionego rozdziału i 4 strony to dla niej za mało. No przepraszam bardzo, ale ja mam także życie prywatne, które jest skomplikowane i nie mogę poświecić całego swojego wolnego czasu na pisanie. Mam bardzo dużo nauki w szkole, a liceum to nie gimnazjum, żebym mogła sobie olewać to co chcę. Jak widać, nie każdy to rozumie...
Pragnę też przytoczyć komentarz pewnego Anonima, który napisał: "I HATE YOU :CCCCCC Kończ lepiej opowiadanie z Lokim i Stellą."
Naprawdę, bardzo proszę o wytłumaczenie tego zdania, bo nie wiem czy to miało być zabawne, sarkastyczne czy miało mnie to zniechęcić do pisania. Nie wiem. Ale pragnę się dowiedzieć i słyszeć uzasadnioną krytykę.
Jednak, bardzo dziękuję tym, którzy cierpliwie czekali na moment, w którym nowy rozdział się pojawi i nie powiedzieli złego słowa. Tacy czytelnicy to skarb!
Z mojej strony to tyle. Daję teraz drugi, zupełnie nowy rozdział i liczę na to, że więcej taka sytuacja z komentarzami się nie powtórzy.
Proszę też o skomentowanie tego rozdziału KAŻDEGO kto czyta bloga. :)
* * *
* * *
Wytężyłam
wzrok i wtedy go ujrzałam.
Wpierw,
pomyślałam co mam zrobić.
Zostać
i pomóc? Czy zamknąć
drzwi i uciekać
gdzie pieprz rośnie?
Powiedzcie,
co byście zrobili, gdybyście zastali postać klęczącą na środku
opuszczonego domu? Pewnie zwiewalibyście stąd, byleby być jak
najdalej od tego miejsca.
Na
pierwszy rzut oka, nie umiałam stwierdzić,
czy jest to mężczyzna, czy
kobieta. Wpierw, bałam się podejść,
bo nie wiedziałam co może
mnie spotkać.
W
sumie... Na to odkrycie
skazana byłam, gdy tylko weszłam w tę ciasną i ponurą uliczkę,
więc mogłam spodziewać się
wszystkiego. Krew, zwłoki i te sprawy...
-Em...
Hej? Wszystko gra? - zapytałam podchodząc bardzo powoli bliżej
tajemniczej postaci. Gdy owa postać
uniosła głowę, zauważyłam,
że to mężczyzna.
-Pomóż
mi... - wyszeptał. Zlustrowałam go wzrokiem i spostrzegłam, że
ręce mężczyzny trzęsły się niemiłosiernie. Jego
ubranie było postrzępione, a skóra, która nie była osłonięta,
przypalona.
-Pomogę,
oczywiście, że pomogę – odpowiedziałam klękając przy nim. -
Jak masz na imię?
-Loki.
To imię
było mi bardzo znajome... Loki, Loki, Loki... Wiem! Czytałam o
takiej osobie w Mitach Nordyckich. Bóg Kłamstwa, Psotnik, przyrodni
brat Thora, Boga Piorunów.
Dziwne
imię, nie powiem, że nie. Teraz nie zastanawiałam się nad tym,
jak bardzo komiczne było jego imię, lecz nad tym, co mogłam
zrobić.
-Ja
jestem Stella. Chodź, wstań
– powiedziałam i przyjrzałam się znajomemu nieznajomemu. Jeśli
dobrze zauważyłam, miał czarne włosy, które sięgały mu ledwo
do ramion. Były lekko potargane.
Na
początku, Loki nie miał zamiaru wstawać,
co wyraźnie zaznaczał
opierając się i wyrywając swoje nadgarstki z moich rąk, po chwili
jednak dał się namówić na
to, że nie zrobię mu krzywdy i pragnę mu pomóc.
-Masz
jakąś rodzinę, do której mogłabym cię
zaprowadzić? - zapytałam
chwytając go pod ramię.
Odpowiedział mi
przeczącym kiwnięciem. Nikogo nie miał? To straszne...
-Dobra.
Pójdziemy do mnie. Tak? - tym razem, Loki pokiwał głową na „tak”.
Dobre i to. Przynajmniej nie zrobi sobie krzywdy, a ja nie będę
miała nikogo na sumieniu. Nie mogłabym żyć
ze świadomością tego, że
komuś stała się krzywda, bo mnie nie chciało się pomóc. Taka
już niestety byłam. A widząc tego człowieka... To był istny
obraz nędzy i rozpaczy.
Na
całe szczęście, Loki mógł normalnie iść. Gdy znaleźliśmy się
już przy drzwiach, ten zatrzymał się niespodziewanie. Bałam
się, że może zmienił nagle zdanie i wcale nie zamierza się ze
mną udać. Ten
jednak, wskazał na kąt po prawej stronie, w którym położony
został plecak.
-Twój?
- zapytałam i odpowiedziało mi skinienie. Podniosłam go i
przerzuciłam sobie przez ramię. No.
To teraz mogliśmy iść.
Najpierw,
uchyliłam lekko drzwi, aby sprawdzić czy ktoś „przypadkiem”
nie zabłądził i nie postanowił udać się w te strony.
Wychodząc na
zewnątrz, rozejrzałam się jeszcze raz dookoła i ruszyliśmy przed
siebie. Po chwili, znaleźliśmy się na głównej ulicy i już
zmierzaliśmy do mojego mieszkania na Brooklynie.
Zerknęłam na
zegarek i zdałam sobie sprawę z tego, że zbliżała się dwunasta.
Za kilkanaście minut powinnam zaczynać pracę. Nie mogłam teraz
zostawić Lokiego. Byłam też zbyt roztargniona i zakręcona, i
wiedziałam, że nie potrafiłabym się na niczym skupić tego dnia w
pracy. Musiałam tylko zadzwonić do przełożonej i poinformować ją
o nagłej sytuacji. Chyba wcisnę jej jakiś kit, o przyjeździe
rodziny z daleka...
Ten
dystans, pokonałam nieco szybciej niż wcześniej. Może dlatego, że
nie chciałam być zauważona i pędziłam przed siebie razem z
człowiekiem, który nie wyglądał najlepiej.
Widząc mieszkanie
na horyzoncie, szybko wyciągnęłam klucze, a gdy znalazłam się na
progu, wsunęłam klucze w zamek i po chwili usłyszałam jego
szczęk. Dłonią nakazałam Lokiemu wejść jako pierwszemu.
Usłuchał, a ja zamknęłam za nim drzwi. Swoje kroki od razu
skierowałam do kuchni, w celu zagotowania wody na herbatę.
Zaczęłam
obserwować mojego gościa, który usiadł na kanapie, a swój
plecak, który odłożyłam w biegu, trzymał teraz mocno w dłoniach.
Oparłam
się o blat stołu i po prostu na niego patrzyłam. Tak na oko, nie
mógł być ode mnie dużo starszy, chociaż wyglądał bardzo
poważnie mimo swojego zaniedbania i stanu chwilowej niedyspozycji.
Z rozmyślań na
jego temat, wyrwał mnie pisk, który oznajmiał, że woda zdążyła
się zagotować.
Zabrałam z półki
dwa zielone kubki, włożyłam do ich torebkę z herbatą i zalałam
wrzątkiem. Znad naczynia zaczęła unosić się para. Chwyciłam je
w dłonie i bardzo powoli ruszyłam do salonu, w którym znajdował
się Loki.
Musiałam
uważać, aby nie potknąć się o próg, gdy przez niego
przechodziłam. Już kilka razy skończyło się wylaniem wrzątku na
nogi, które ozdobione zostały małymi bliznami.
Na szczęście,
obyło się bez większych przygód i po chwili kubki spoczęły na
stoliku.
-Proszę –
powiedziałam wskazując na herbatę. Mężczyzna nie sięgnął od
razu po naczynie. Najpierw wziął kubek w dłonie, następnie
wybadał jego zawartość węchem i upił łyk. Musiał oparzyć
sobie gardło, bo syknął cicho.
-Uważaj. Z tego co
wiem, herbata zazwyczaj jest gorąca – uśmiechnęłam się
siadając naprzeciw niego na fotelu. Dopiero teraz spostrzegłam, że
mój dom był strasznie zagracony. Ale nie w sposób negatywny. Na
ścianach wisiało mnóstwo obrazów, na półkach i parapetach
znajdowały się kwiaty, a poręcz przy schodach obwieszona była
lampkami choinkowymi mimo tego, że mieliśmy początek jesieni.
Bardzo pięknej jesieni w dodatku.
W kącie salonu
stała sztaluga z do połowy zamalowanym płótnem. Nie umiałam
malować, ale bardzo to lubiłam.
Loki
omiatał dom dzikim wzrokiem. Było w tym coś szalonego i spokojnego
jednocześnie. Lustrował spojrzeniem każdą rzecz. Od fotela, na
którym siedziałam, po ekspres do kawy stojący obok kuchenki, aż
do schodów prowadzących na górę, gdzie znajdowała się duża
łazienka i dwa pokoje. Jeden z nich należał do mnie. Drugi,
jeszcze dwa lata temu, gdy moja ciotka jeszcze żyła, służył do
nocowania. Teraz, stał pusty nie licząc łóżka z baldachimem,
szafy na ubrania i stolika nocnego stojącego obok łóżka.
-Jak się czujesz?
- zapytałam licząc na to, że w końcu raczy mi na coś
odpowiedzieć. Wzruszył lekko ramionami, ale odstawił na chwilę
kubek na stolik i powiedział:
-Bywało lepiej.
Ale dziękuję, że pytasz. Pozwól, że dopiję tylko herbatę i idę
sobie. Nie będę zawracał ci głowy.
Jego
odpowiedź bardzo mnie zdziwiła. Był w tak opłakanym stanie a nie
chciał zostać chociaż na chwilkę? Nie, nie, nie. Musiałam go
zatrzymać.
-Nigdzie nie
pójdziesz – powiedziałam stanowczo. - Najpierw pójdziesz się
wykąpać i dam ci inne ciuchy. Nie możesz tak chodzić. A resztę
dnia spędzisz u mnie. Wypuszczę cię dopiero jutro rano. Nie
będziesz się teraz szwendał Nie wiadomo co może ci się stać.
Nic nie
mówiąc, Loki skinął głową. Trochę łatwo poszło, ale dobre i
to.
-A
teraz pozwól, że pójdę do łazienki i naleję wody do kąpieli.
Musisz się umyć i ubrać świeże rzeczy.
Wstałam
z fotela, odłożyłam kubek na stolik i pognałam schodami w górę.
Otworzyłam pierwsze drzwi po lewej stronie i od razu zobaczyłam
moją czarną wannę. Mieściła się ona w prawym roku, kilka
centymetrów od okna. Podeszłam
do niej chwytając przy okazji kokosowy olejek do kąpieli i
odkręciłam kurek z gorącą wodą. Wlałam
kilka kropli olejku i już po chwili dało się czuć w
całej łazience piękny zapach. Musiałam wyciągnąć
z szafy jakąś bluzkę i
spodnie mojego byłego... Na razie, skupiłam się na przygotowywaniu
wszystkiego co potrzebne do kąpieli. Szampon, płyn do ciała,
następnie balsam i ręcznik.
Kładąc to wszystko na matę położoną obok wanny przystanęłam
na chwilę i podeszłam do półki. Wzięłam jeszcze jeden ręcznik.
Mężczyzna miał lekko przypalone ubranie i skórę, więc mogły
utworzyć się rany, z których na pewno pociekłaby krew.
Tym również muszę
się później zająć. Najlepiej byłoby, gdyby Loki udał się do
szpitala, ale widząc jego reakcję na moją pomoc, wątpię by
chętnie i dobrowolnie się tam udał. Musiałabym go wołami
zaciągać, a i tak pewnie całe staranie poszłoby na marne.
Gdy wanna
była już pełna do trzech czwartych swojej powierzchni, zakręciłam
kurek i poszłam na dół. Loki siedział spokojnie tak samo, gdy go
opuściłam na te kilka minut.
-No. Możesz iść
do kąpieli. Nie przestrasz się tylko gdy wejdę w pewnym momencie
dać ci świeże ubrania. Uprzednio zapukam, więc spokojnie –
powiedziałam i zaczęłam go poganiać. Zaprowadziłam go na górę
i kazałam wejść do odpowiedniego pomieszczenia. Ten widok go
zdziwił. Wyglądał tak, jakby pierwszy raz widział łazienkę.
Oglądał każdy przedmiot, rozglądał się dookoła, a gdy jego
wzrok zatrzymał się na wannie lekko się uśmiechnął.
-Masz dobry gust -
oznajmił i podszedł do niej. Przejechał wewnętrzną stroną dłoni
po „ramie” wanny i spojrzał na wodę.
-Dziękuję –
odpowiedziałam i kontynuowałam. - Teraz rozbierz się i do wody.
Rzeczy, które masz na sobie wrzuć do tego pojemnika na śmieci.
Trzeba je wyrzucić. Zaraz Ci coś przyniosę.
Jak
powiedziałam, tak zrobiłam. Wyszłam pospiesznie z łazienki
zamykając za sobą drzwi i udałam się z powrotem na dół.
Zajrzałam pod schody, pod którymi była masa kartonów. W
większości z nich znajdowały się książki, płyty DVD, płyty z
muzyką... Ale w jednym, zamiast rzeczy moich, znajdowały się
rzeczy mojego byłego chłopaka. Nasz związek rozpadł się zaledwie
cztery miesiące temu, gdy powiedział mi, że wyjeżdża do Londynu
do dziewczyny, w której się zakochał... Swoje rzeczy zostawił, a
mnie szkoda było je wyrzucić. Wolałam już oddać je biednym, niż
umieścić je w kontenerze. Przysłowiowo mówiąc, pieniądze
poszłyby w błoto. A w tych czasach, liczy się każdy grosz. Nigdy
nie wiesz, co się może stać. Nie wiesz, czy jutro nie zachorujesz,
nie złamiesz nogi czy nie wpadniesz pod samochód ze śmiertelnym
skutkiem. Nikt tego nie wie.
* *
*
Gorąca
woda dawała ukojenie. Ale też drażniła jego skórę, która
powoli stawała się czerwona. Jego Jotuńska natura dawała o sobie
znać. Nie
lubił tego uczucia.
Przyjemność
i ból. Te dwie rzeczy teraz
odczuwał. Cieszył się też, że udało mu się zwabić
dziewczynę w swoją
zasadzkę. Chcąc nie chcąc, musiał poparzyć
się w kilku miejscach, aby
efekt był lepszy. Bolało jak diabli, ale co to jest dla niego.
Czymże
jest ta drobnostka w porównaniu z tym, co przeżył spadając w
otchłań... Czymże jest lekkie ukłucie bólu po tym, co
zafundowali mu Chitauri...
Niczym.
* *
*
Z kartonu wyciągnęłam czerwoną koszulę w kratkę i spodnie
dresowe, które wyglądały całkiem ładnie w zestawieniu z kratą.
Przykryłam resztę ubrań wiekiem kartonu i ruszyłam do góry.
Zapukałam delikatnie do drzwi i uchyliłam je po chili przymykając
oczy.
-Nie
patrzę! Nic nie widzę! - powiedziałam wchodząc na oślep do
łazienki. Położyłam rzeczy na podłodze i odwróciłam się.
Wtedy otworzyłam oczy i wyszłam jak najszybciej. Mieszkając
jeszcze z rodzicami, sama nie lubiłam, gdy ktoś wchodził mi do
łazienki, więc jak najbardziej starałam się uszanować czyjąś
prywatność.
Zastanawiałam się, czy poczekać na niego pod łazienką, ale
uznałam, że czekanie jest bez sensu. Zejdzie tylko schodami w dół
i już jest w salonie. Pomyślałam, że dobrze byłoby coś zjeść.
Jako, że nie miałam wybitnych zdolności w gotowaniu i potrafiłam
nawet przypalić ziemniaki, zdecydowałam się zamówić pizzę.
Wygrzebałam
z szuflady kartkę, a której zapisany był numer mojej ulubionej
pizzerii i sięgnęłam po telefon. Kilka stuknięć w ekran
dotykowy. Przyłożyłam telefon do ucha.
-Pizzeria
„Nowojorski Smak”, słucham? - usłyszałam po drugiej stronie
słuchawki. Od razu rozpoznałam głos Chrisa.
-Hej
Chris. Stella z tej strony – zaczęłam. - Dla mnie to co zwykle.
Tylko dwa razy większe.
-Stella,
dawno u nas nie zamawiałaś! - odparł mężczyzna. - Naturalnie. Z
sosem?
-Tak
jest – skinęłam głową sama do siebie. - I duża cola.
-Się
robi, szefowo. Za dwadzieścia minut masz ją w domu. Czy to
wszystko? - zapytał na sam koniec.
-Tak.
Wszystko. Będę czekać. Na razie wielkoludzie. Musimy się niedługo
spotkać.
-Koniecznie.
Na razie słońce – dodał i zakończyliśmy naszą rozmowę.
Poznałam Chrisa podczas wyjścia na łyżwy. Nie byłam specjalnie
uzdolniona w jeździe, jednak zawsze udawało mi się nikogo nie
zabić, co już było sukcesem.
Tego
feralnego dnia, obróciłam na chwilę głowę, żeby krzyknąć coś
do koleżanki, gdy wpadłam na kogoś. Pech chciał, że moja łyżwa
przecięła rękę Chrisa i musiał udać się na szycie.
Chciałam
mu to jakoś wynagrodzić, więc zaprosiłam go na kawę. Z jednego
spotkania zrobiło się ich kilka i wtedy dowiedziałam się, że
pracuje w pizzerii, która miała bardzo dobrą opinię.
Jednak,
jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że
Chris jest... gejem. W życiu bym go o to nie posądziła!
Był to
wysoki i umięśniony blondyn z niebieskimi oczami. Miał też
czarujący uśmiech. Mimo swojego umięśnienia, wyglądał jak
misio, którego chciało się od razu uścisnąć.
I to
właśnie o niego zazdrosny był mój były. Bolało go to, że
potrafiłam bawić się sto razy lepiej z Chrisem niż z nim. Z nim,
nie dało się nudzić. A gdy już człowiek nie miał na nic ochoty,
uśmiechał się szeroko, łapał za rękę i ciągnął cię dalej,
aż nie doszliście do jakiegoś ciekawego miejsca.
Cały
Chris.
Wchodząc do kuchni, chwyciłam laptopa. Położyłam go na blacie i
otworzyłam. Gdy tylko wyświetlił mi się pulpit, kliknęłam w
ikonkę, za którą ukrywał się internet. Poczta. Napisz nową
wiadomość.
„Droga
Will!
Przepraszam, że pisze
dopiero teraz, ale niespodziewanie odwiedziła mnie rodzina z daleka.
Nie mogę ich odprawić widząc, jak długo musieli jechać. Czy
mogłabym wziąć mały urlop na dwa, góra trzy dni? Wezmę za to
trzy zmiany Emmy.
Z góry bardzo Ci
dziękuję!
Stella”
Klik! Wysłane.
Właśnie
tak brzmiał list wysłany do mojej szefowej, która była także
moją znajomą. Will miała trzydzieści pięć lat i była głową
naszej biblioteki. Bardzo sympatyczna osóbka.
To
właśnie ona poratowała mnie pracą, gdy ojciec postanowił
przeprowadzić się na drugi koniec świata. Z matką, nie chciałam
mieć nic do czynienia. Ona, była dla mnie osobą przegraną. Zwykłą
alkoholiczką i ćpunką. To dlatego ojciec postanowił się z nią
rozwieść. Miał jej dość, zupełnie tak samo jak ja. Dzień w
dzień chodziła pijana. Gdy miała jeszcze pracę, nie było tak
źle. Była zadbaną blondynką, niską, lecz urodziwą. Niczego jej
nie brakowało. Aż pewnego dnia, zaczęła popijać sobie po jednym
kieliszku, dwóch wina... Niby nic, ale z jednego kieliszka, zrobiła
się jedna butelka, a za tą jedną pozostałe. Gdy przyszła pijana
do pracy, została zwolniona. Wtedy zaczęła także sięgać po
narkotyki. Wtedy, miała jeszcze pieniądze na życie. Teraz... Nie
wiem co się z nią dzieje. I myślę, że nie chcę wiedzieć, bo
jej widok mógłby złamać mi serce.
Mieszkanie zostawił mi ojciec. Regularnie przesyłam mi umówioną
kwotę, czyli dwa tysiące dolarów na miesiąc. I tak od dwóch lat.
Bo właśnie wtedy ojciec się wyprowadził.
Nie było
mi lekko, ale ciężko też się nie żyło. Balansowałam między
tymi dwoma rzeczami, znajdowałam się pośrodku.
Nie
byłam rozrzutną osobą, więc z każdego miesiąca zostawało mi
około pięćset dolarów, które odkładałam do skarbonki. Nawet
nie wiem na co. Może kupię sobie za to nowy aparat fotograficzny,
albo pojadę na wakacje w wolnym czasie... Zobaczymy. Na razie,
musiałam skupić się na moim znajomym nieznajomym, który nie
wyszedł jeszcze z łazienki.
Nie
martwiłam się o to, bo raczej nie otworzył sobie okna i nie
wybiegł na ulicę pełną bawiących się dzieci. Wzbudziłby wtedy
ogromne zainteresowanie przechodniów jak i samych mieszkańców,
więc już bym o tym wiedziała. Moja sąsiadka, która mieszkała
obok, była największym roznosicielem informacji na całym
Brooklynie. Nie było faktu, który umknąłby jej uwadze. Wiedziała
wszystko o wszystkim i o każdym.
Po chwili, usłyszałam trzask zamykanych drzwi i kroki na schodach.
Zamknęłam pospiesznie laptopa, odłożyłam go w bezpieczne
miejsce, które było małym stolikiem stojącym obok kanapy i
odwróciłam się.
Jego
widok wprawił mnie w osłupienie.